Właśnie rozlałam nalewkę wiśniowa do karafek. Zawsze przed
Świętami przychodzi pora na to żeby ją przelać z baniaka. Przy okazji można
odreagować świąteczne porządki , gotowanie, pieczenie, smażenie. Co tam ! niech
poczekają . Teraz jest przerwa na nalewkę . Przecież trzeba skosztować czy w
tym roku wyszła dobra – prawda ?
I jak co roku kiedy nalewam sobie kieliszeczek wiśniówki
zaczynam chichotać sama do siebie . A wszystko przez opowiadanie , którym
uraczyła mnie kiedyś Mama .
Było tak :
Rok
1935. Dziadkowie Baierowie goszczą znajomych Dziadka z Bractwa Kurkowego .
Panowie przyszli z żonami. Babcia częstuje gości swoją słynną w okolicy sałatką
jarzynową i domowymi wędlinami. Dziadek proponuje własnoręcznie zrobioną
wiśniówkę. Męskie grono omawia ostatnie zawody strzeleckie. Panie są bardziej
zainteresowane modnymi kreacjami. Dzieci : Aleksandra -Ola lat 11, Edmund- Edek
lat 10 i Barbara - Bajunia lat 2 grzecznie bawią się w kuchni. Czas szybko mija
przy pogawędkach. Wieczorem goście żegnają się i wychodzą. Pora zrobić
pociechom kolację. Babcia idzie do kuchni. Po chwili słychać przeraźliwy krzyk.
Rany Boskie -Mieciu !!! dzieci są chore. Cała trójka siedzi na ziemi. Nie mogą
wstać .Mają czerwone policzki i c niewyraźnie mówią. Śmieją się tylko . Trzeba
wezwać lekarza. Dziadek schyla się by przenieść dzieci na łóżko i parska
śmiechem. To nic kochanie ! To nic Florciu ! To nic ! Oni upili się wiśniami z
wiśniówki. Krótko
przed przyjściem gości Dziadek zlał nalewkę wiśniową z baniaka do karafki.
Owoce zostały w misce na stole . Dziadek zapomniał je schować. Nie pomyślał ,
że są w zasięgu dziecięcych rąk. Dzieci jak to dzieci - widząc owoce nie
żałowały sobie. Nie wiadomo co na to powiedział lekarz którego jednak na
wszelki wypadek Dziadkowie wezwali. Dał dzieciakom jakieś lekarstwo czy nie ? A
drugiego dnia ! Nawet bury nie trzeba było robić . Odchorowali swoje łakomstwo
straszliwie .
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz