Na balkonie Dziadków zawsze siedziały gołębie. Babcia Ania dożywiała je systematycznie. Odwdzięczały się zaufaniem. Wchodziły do pokoju przez okno. Nie uciekały jak weszło się na balkon. Potrafiły niecierpliwie stukać dziobkami w szybę kiedy skończyły się okruszki. Dzieci , które i tak uwielbiały jeździć do Pradziadków przepadały za gołębiami. Kiedy najmłodsza córka - miała 4 latka, Dziadek Czesiu wrócił z zakupów na rynku niosąc 3 zabite / kupione od gołębiarzy/ gołębie. Ciekawska Dorotka usiłowała zaglądać do torby. Co tam jest Dziadku ?- pytała. Skonsternowany Dziadek odpowiedział, że takie ptaszki na rosołek dla ciebie. Jakie ptaszki ? Kurczaczki ? Nie Dorotko – gruchotki .
Dorotka wróciła do domu i opowiada co było u Pradziadków. Był spacer i sok z marchewki, i jadłam zupę z gruchotków . Co jadłaś ? Zupkę z gruchotów - to takie ptaszki . Dziadek Czesiu kupił je na rynku. Zaskoczyłam ! No bo co miał powiedzieć biedny Dziadek przyłapany z martwymi gołębiami w torbie ? Że to takie same gołąbki jak te na parapecie okna. Dziecko by mu nie darowało. Wykazał się fantastycznym refleksem wymyślając te gruchotki . Całe szczęście , że była za mała aby skojarzyć gołębie wołanie ,, gruchu – gruchu „ z gruchotami .
Z cyklu ,, gołębich żartów " Dziadka był jeszcze jeden : Starszej trochę Dorotce Dziadek wmówił że gołąbki/te w kapuście / robi się z gołębi. Córcia oburzona kategorycznie odmówiła jedzenia obiadu . Argumentowała, że tych ślicznych ptaszków ona nie będzie jadła. Długo musiał jej Dziadek tłumaczyć ,że to był żart.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz