Buniabaje

Wszystko kojarzy mi się z kuchnią i gotowaniem .

Zauważyłam , że co raz więcej historyjek które opowiadam zaczyna się tak : ,, jak moje wnuki były małe " albo ,,pamiętam ,że zaraz po ślubie ".Ciekawe o czym to świadczy ?

Spisuję te wszystkie rodzinne przypadki kulinarne - te bieżące i te które opowiadały Prababcia i Babcia . I tak powstają ,, Buniabaje " każda z morałem czyli przepisem na potrawę wokół której się rozwijała .

Może dzięki tym zapiskom przetrwają nie tylko rodzinne tradycje kulinarne ale i ulotne wspomnienia o tym co kto kiedy gotował , jadł , przypalił .I wnuki swoim wnukom zamiast bajki na dobranoc przeczytają takie ,, Buniabaje " o sobie albo Praprababci .

sobota, 30 lipca 2011

4- Bazar


               Czerwiec 1975 roku. Daniel  ( syn )ma prawie roczek. Dagmarka urodzi się za 5 miesięcy. Mieszkamy w domu Teściowej w Halinowie pod Warszawą. Mola Teściowa -Helena pracowała w Warszawie, Kazik (mąż ) w Mińsku Mazowieckim. Jeździł jako kierowca w długie trasy. Po każdej takiej kilkudniowej nieobecności miał wolne. Zabierał mnie wtedy do Warszawy na jej zwiedzanie. Daniel zostawał z Babcią, był za mały na takie eskapady. Nasze wędrówki nie były typowymi trasami turystycznymi, to raczej takie sentymentalne przechadzki. Kazik prowadził mnie do miejsc znaczących coś dla warszawiaków. Do ,,Bliklego " na najwspanialsze na świecie pączki. Na Krakowskie Przedmieście. Na Starówkę do ,, Krokodyla "na wino. Siedzieliśmy w Łazienkach słuchając koncertów Chopinowskich.,, Całowałam "Syrenkę w ogon. Jadłam flaki u ,,Flisa"/ setkę niestety tylko Kazik mógł do flaczków wypić, ciąża nie pozwoliła dochować tradycji /. Któregoś dnia zawędrowaliśmy w obskurną okolicę. Domy wymagały remontu na gwałt, żadnych porządnych witryn sklepowych. Skręciliśmy w lukę między domami. A tam budy, stragany-targ. To Bazar Różyckiego- historia Warszawy. Tylko , że ja nie widziałam w nim nic specjalnego. Zupełnie tak samo jest w Szczecinie na targowisku Turzyn  .Może nawet nasze budy były ładniejsze i było przestronniej. Chodzimy między straganami. Zastanawiam się po co Kazik mnie tu przyprowadził. raptem słychać nawoływanie : ,, pyzy ! gorące pyzy ! ". Na stołeczku siedzi słusznej postury matrona. na głowie chustka. Przed nią owinięty szmatami i gazetami garnek. Kazik kupuje dwie porcje pyz. Próbuję . Pycha !. Polane skwarkami , z mięskiem w środku. Nawet Babcia Ania tak smacznych nie robiła. Chcę jeszcze jedną porcję!. a śmiejącej się Pani od pyz powiedziałam , Ze teraz już wiem dlaczego warto przyjechać do Warszawy. Flaki u ,, Flisa "- dobre, Pączki u ,, Bliklego" - pyszne, wino w ,, Krokodylu" i u ,,Fukiera "- przednie. Niech tam pokazują Pałac Kultury, Trasę W-Z, Pomnik Króla Zygmunta, Syrenkę, Łazienki, Wilanów, Starówkę- nie ma sprawy mogę oglądać. Ale pyzy z Bazaru Różyckiego są  jedyne na świecie. Nie wolno ich nie spróbować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz