Pomiędzy jeziorami Wirów i Wełtyń na pasie wąskiego przesmyku zbudowano Ośrodek Wypoczynkowy PKP. Początkowo było to tylko pole namiotowe, umywalnia, molo, trochę sprzętu pływającego oraz mieszczące się w baraczku Biuro Kierownika Ośrodka . Pan Kierownik to Dziadek Czesiu. Pracowało tam oprócz Dziadka jeszcze dwóch dozorców i Pani Azorkiewicz. Pani ta zaprzyjaźniona z Dziadkami przynosiła ze swojego gospodarstwa ziemniaki, mleko, jajka, zieleninę, warzywa i owoce. Babcia rewanżowała się jej ,, rarytasami " ze Szczecina. Na początku września 1973 roku pojechałam do Wirowa ze swoim narzeczonym , a potem mężem- Kazikiem. Było upalne lato. Od rana pływaliśmy po jeziorze na rowerze wodnym. Koło południa zachciało na się jeść. Wracamy. A tu Dziadek czeka z obiadem. Ziemniaczki okraszone boczkiem, jajka sadzone, chłodnik ze zsiadłego mleka. Wiatr od jeziora ! Stolik pod drzewem w cieniu ! Zimny chłodnik ! Bosko ! Byliśmy w ,, dziadkowym raju ".A Dziadek po cichu przepraszał za to , że przedstawił nas swoim kolegom jako małżeństwo. Starsi Panowie mieli zasady. Nie wypadało aby wnuczka Czesia przyjechała pod namiot z chłopakiem. I tak pobłogosławieni chłodnikiem wkroczyliśmy na wspólną ścieżkę życia. Prawdziwy ślub odbył się w lutym 1974 roku. Po cichu śmialiśmy się z mężem , że popełniamy bigamię bo każde z nas ma już męża i żonę. Dziadek Czesiu ożenił Kazika , a mnie wydał za mąż już pół roku wcześniej. A jakie przyjęcie nam zgotował. Nikt takiego nie miał. Ziemniaki ze skwarkami i koperkiem , jajka sadzone, zimny chłodnik, herbatka miętowa, świeże maliny z lasu. Zapach tataraku, plusk wody w jeziorze, koncert żab i pasikoników. A sala balowa z nieboskłonem usianym gwiazdami. Nawet księżyc przyszedł w gości. Nikt nie miał takiego wesela.
Buniabaje
Wszystko kojarzy mi się z kuchnią i gotowaniem .
Zauważyłam , że co raz więcej historyjek które opowiadam zaczyna się tak : ,, jak moje wnuki były małe " albo ,,pamiętam ,że zaraz po ślubie ".Ciekawe o czym to świadczy ?
Spisuję te wszystkie rodzinne przypadki kulinarne - te bieżące i te które opowiadały Prababcia i Babcia . I tak powstają ,, Buniabaje " każda z morałem czyli przepisem na potrawę wokół której się rozwijała .
Może dzięki tym zapiskom przetrwają nie tylko rodzinne tradycje kulinarne ale i ulotne wspomnienia o tym co kto kiedy gotował , jadł , przypalił .I wnuki swoim wnukom zamiast bajki na dobranoc przeczytają takie ,, Buniabaje " o sobie albo Praprababci .
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz