Buniabaje

Wszystko kojarzy mi się z kuchnią i gotowaniem .

Zauważyłam , że co raz więcej historyjek które opowiadam zaczyna się tak : ,, jak moje wnuki były małe " albo ,,pamiętam ,że zaraz po ślubie ".Ciekawe o czym to świadczy ?

Spisuję te wszystkie rodzinne przypadki kulinarne - te bieżące i te które opowiadały Prababcia i Babcia . I tak powstają ,, Buniabaje " każda z morałem czyli przepisem na potrawę wokół której się rozwijała .

Może dzięki tym zapiskom przetrwają nie tylko rodzinne tradycje kulinarne ale i ulotne wspomnienia o tym co kto kiedy gotował , jadł , przypalił .I wnuki swoim wnukom zamiast bajki na dobranoc przeczytają takie ,, Buniabaje " o sobie albo Praprababci .

wtorek, 18 grudnia 2012

39.A Mama karpia popsowała !!!


                    Wybrałam się na pierwsze przedświąteczne zakupy. Mąka, cukier, bakalie. Żeby przed samymi świętami nie dźwigać siatek. W sklepie pierwsze oznaki świątecznej gorączki. Ludzie latają jak z pieprzem. Od promocji do promocji. Zatrzymałam się przy stoisku rybnym. O ! Są już żywe karpie. Może kupić ? Nie trzeba będzie potem stać w kilometrowych kolejkach. Już sięgałam po portfel kiedy mnie otrzeźwiło. Żywego karpia  czyś ty zupełnie zgłupiała kobieto ! Przypomniało mi się co przeżyłam 20 lat temu .



A było tak :
Dziadek Czesiu pomimo wieku / rocznik 1905 /. Nadal czynnie udzielał się w Związku Wędkarskim. Sędziował zawody , brał udział w zarybianiu, prowadził szkolenia, był skarbnikiem. I jak co roku dostał przed Świętami deputat w postaci żywych karpi. Podzielił się jak zwykle ze wszystkimi. Ja z racji tego, że miałam najliczniejszą rodzinkę dostałam 4 sztuki. Trzy zaraz oporządziłam i zamroziłam . Będzie karp w galarecie,  i filety smażone z pieczarkami na maśle. / to dla mnie i dzieci – nie lubimy jak nam się ości po talerzu pałętają/. Czwarty pływał dostojnie w wannie. Mąż się uparł . Chce go mieć pieczonego w całości. Dobrze ! Tylko mi go w Wigilię sprawisz , bo ja nie będę mieć już czasu stwierdziłam. Trochę z tym karpiem było ambarasu, bo co kąpiel to karp do miski , a dzieciaki do wanny. Potem karp znów chlup do wanny. Przesiadywali przy nim przez całe godziny. Nawet wierszyki mu mówili. Kolędy to już chyba znał na pamięć. Tak się złożyło , że ostatnie dni przed Świętami mąż pracował w delegacji. Miał wrócić w Wigilię rano. Godzina 9-ta męża nie ma! 11-ta męża nie ma ! 14-ta męża nie ma. Już mnie diabli brali. Karp żywy merda ogonkiem . Dzieciaki siedziały o dziwo w pokoju przed telewizorem. Wściekła jak osa złapałam tłuczek do mięsa i do łazienki. Długo nie myśląc złapałam karpia i łup! A w tym momencie w drzwiach stanęły moje pociechy. I w ryk. Taką ładną rybkę uderzyłaś ! On się nie rusza ! Trzeba do lekarza! Na to wszystko wszedł mąż. Przepraszał- PKS mu uciekł, musiał czekać na drugi. Dzieci nie dały mu dojść do głosu. Darły się jeden przez drugiego. TATA ! A Mama karpia popsowała !
Z tłuczkiem w garści dałam tylko mężowi znać , że jak parsknie śmiechem to będzie mieć tego śniętego karpia na głowie. Posłusznie zabrał rybę do kuchni nic nie mówiąc. Już nigdy więcej nie pozwoliłam na żadne żywe karpie w wannie. Dziadek przynosił. Dzieci szły na podwórko z psem. Karpie dostawały narkozę i pod nóż , a potem do zamrażarki. I tak to stojąc w sklepie mamrotałam do siebie  ,, Czyś ty kobieto zgłupiała doszczętnie ?, Żywy karp w wannie ? A Kuba /wnuk /?- mowy nie ma ! Kupiłam filety z łososia.

Przecież i tak na Wigilię mieliśmy iść  do syna – niech on się martwi. Żadnych     wrzasków ,,A Babcia karpia popsowała ,,nie będzie.  

   
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz