,,…Domowik , po japońsku Fukurokoju .
Bardzo
pożyteczny, gdy w zgodzie z człowiekiem.
Lubi mieć co dzień, na noc w ciemnym kącie
pokoju
dnem odwrócony spodek ze struclą i mlekiem…”
M. Pawlikowska - Jasnorzewska
Buleńka ( Prababcia ) potrafiła robić
takie wspaniałe rzeczy. Błyskawicznie siekała cieniutkie nitki makaronu do
rosołu. Potem go suszyła i obdzielała całą rodzinę. Zdawać by się mogło , że
siedzi cichutko w kącie i stale coś ceruje. Ale to pozory. Dopiero jak jej
zabrakło , okazało się ile te jej powykręcane reumatyzmem ręce robiły. A jak
wspaniale opowiadała. Jak mieszkaliśmy na ulicy Narutowicza w Szczecinie,
siadała ze mną na drewnianej skrzyni na węgiel i opowiadała. Tarła ziemniaki na
placki i uczyła mnie wierszy na pamięć. Np. wstępu do ,, Eugeniusza Oniegina
" po polsku i rosyjsku ( a trzeba wiedzieć ,że miałam wtedy 4 lata ). Nad
nami wisiał ,,kołchoźnik " (to taki głośnik przez który nadawano słuszne
ideologicznie audycje radiowe, bo przecież nie wszyscy mieli radio ).Robiła też
wspaniałe strudle. Wszyscy je wspominamy . Wszyscy to znaczy już tylko Wujek
Jurek , Mama i ja . Próbowałam robić ,,Buleńkowe strudle ". A gdzie tam -
nic z tego nie wychodziło. Dziś idę na ,, łatwiznę ". Robię strudle z
gotowego ciasta francuskiego. Są dobre. Ciągle jednak marzę , aby z wiekiem
nabrać takiej cierpliwości , aby zrobić prawdziwy strudel tak jak Buleńka.